Od zawsze lubiłam szyć. Ubranka dla lalek w podstawówce to nawet na przerwach szyłam z nudów.
Ja nie widziałam w tym nic dziwnego, co innego inne dzieci no ale... trzeba się jakoś wyróżniać :)
Wtedy mówiłam, że zostanę krawcową ozywiście potem zmieniałam zdanie miliony razy ale czym skorupka za młodu...
Potem to już praktycznie podeszłam do sprawy... Jakieś 20 lat później kiedy musiałam zanieść do krawcowej kolejne zbyt długie spodnie bo niestety nóżki krótkie, metr pięćdziesiąt w kapeluszu... :) albo chciałam skrócić spódnicę tak tyci tylko aby przejechać krawędź na maszynie... i usłyszałam 30 zł. no bo przecież to nitkę trzeba na maszynę założyć...itd.
No ok. każdy musi zarobić tylko czy te spodnie albo spódnica nie kosztowały podobnie?
I ryba-samosia przypomniała sobie jak kiedyś szyła zawzięcie, co prawda nie dla siebie ale.. czemu by nie spróbować?
Początkowo miałam zajawkę na tiul i spódniczki... Bez maszyny też znalazł się sposób na zrobienie takiej dla córeczki :)
Powiem tylko tyle, na długo mnie to nie zadowoliło. Ja musiałam szyć!
Cena prostej maszyny do szycia to jak zanieść takich 10 par spodni do podszycia a chyba więcej rzeczy znoszę przez życie?
Rachunek prosty - decyzja podjęta.
Ciach! Maszyna kupiona, no ale jak się do tego zabrać? Nie powiem, że było łatwo! Z początku myślałam, że ona jest popsuta! No przecież ja wszystko robię dobrze a ona staje, turkocze, zepsuta jak nic! Wpadłam na pomysł, żeby pójść do krawcowej z tą maszyną i ona taka obeznana "w branży" może pomoże, diagnozę postawi, zapał uratuje.. ? I tak pojechałam, stanełam w drzwiach, jak mnie zobaczyła tylko się uśmiechnęła. Sprawdziła, oczywiście wszystko było w porządku. "Bo maszynę trzeba wyczuć..." Tu można naoliwić i szyć. Próbować. Powodzenia pożyczyła a ja wróciłam szczęśliwa do domu i ni hu hu, dalej mi nie szło.
Ale.. za którymś razem już zatrybiło! Wystarczyło cierpliwości. Poczytać instrukcję trochę. Nic na siłę. Parę igieł się też złamało.
Zawsze marzyłam o takim komplecie spódniczek mama-córka więc to było pierwsze co zaczęłam robić!
Faktem jest, że to były początki i na tamten moment pękałam z dumy a spódniczek nigdy nie założyłyśmy...
Nie nadawały się do użytku publicznego :) Ale kolejne już były lepsze, nie identyczne ale dało się je nosić.
Przeróbkom nie było końca.. Byłam gotowa kupywać rzeczy, które nie do końca do mnie pasowały no ale przecież ja sobie je dopasuję -jestę krawcową :D I tak oto haremki zostały odchudzone.
Stary sweterek także zyskał nowe życie.
Można powiedzieć, że szyłam jak szalona. Była też przygoda z gorsetem na który napaliłam się jak szczerbaty na suchary. Chyba tydzień go robiłam...
I osobna historia z zestawem kaletniczym na który polowałam w lidlu, żeby zrobić te cudowne sznurowania bo przecież czym jest gorset bez sznurowania ? Jeszcze dziś pamiętam odcisci na dłoniach od wybijania tych dziurek.....
Staruszka służy mi po dziś dzień ! ... spodnie dalej muszę skracać i podszywać :)