Paznokcie to chyba w genach miałam słabe żeby nie żec tragiczne. Nie pomagałam im zbytnio się odbić od dna, gdyż zawsze je obgryzałam. Teraz jak sobie o tym przypomnę - serio to straszne. Niestety zawsze w stresujących sytuacjach obgryzałam je do granic możliwości więc szanse na regenerację miały marne.
Wyrosłam z tego nawyku ale one nadal szału nie robiły. W dodatku cięzko mając całe życie krótkie nagle zapuśćić długie, kiedy one nawet prosto rosnąć nie chciały. Wymagały stałej regulacji. Dodatkowo na studiach pracowałam w gastronomii i nie było mowy o malowaniu czy większej długości. Gdy przestałam pracować przy jedzeniu mogłam już zacząć działać w tym temacie. Malowanie pomagało mi nie obgryzać i trochę stan płytki się polepszył. Jednak po latach mam wrażenie, że najlepsze efekty nie dały mi te odżywki do paznokci, witaminy tylko sposób odżywiania. Nie zaszkodził też Juice Plus ale nie będę teraz reklamować szejków. Powiem tak: lepiej nie było nigdy :) Lakiery najbardziej lubię piaskowe. Dłużej się trzymają chociaż ciężej je zmyć.
Jeśli chodzi o kolory to jestem paznokciowym Rainbowdash'em :)
Tipsy czy żele miałam zrobione 2 razy w życiu: za pierwszym razem na obronę inżyniera a potem na ślub :)
Były niezwykle piękne dla mnie jednak nie umiałam się z nimi obchodzić, żywot ich także był krótki.
Następnie kilka razy miałam jeszcze zrobione żele albo hybrydy i to było to! Gdy moja kuzynka wyszkoliła się w tym fachu, a lampy UV stały się bardziej dostępne znowu nastała złota myśl! Czemu by sobie samej nie robić? No przecież to nie może być trudne! No i nie było.
I tak jak zawsze raz lepiej, raz gorzej wychodziło. Kwestia wprawy. Zdziwiłam się kiedy na własnej zadbanej płytce zaczęły mi odchodzić już na drugi dzień hybrydy niczym naklejki. Niby do 3 tygodni trwałości? Jakim cudem pytam... a jednak. Zmieniłam bazę z 2w1 na zwykłą - bez efektu. Dopiero gdy zamiast bazy zastosowałam bezpośrednio na płytkę HARDI do przedłużania, zaczęły się trzymać. I ten sposób stosuję do dziś.